czwartek, 15 września 2011

Tarta

Miało być babsko, sielsko i anielsko.....a skończyło się jak zawsze..

Założenie było proste, idziemy na kulturalny wieczór z tartą, która chodziła za nami już od bardzo dawna. Z dnia na dzień coraz więcej osób się mobilizowało do tego by wypróbować nowo otwartą kuchnie. I tak loża wyruszyła na tarte z ziomkami. Przekonałyśmy się, że niektórym osobom bardziej niż na tarcie zależało na spotkaniu z lożą (w sumie to im się nie dziwimy, bo jak wiadomo jesteśmy zajebiste).


Godzina 19.00 laski wchodzą do dragona.... Tado jak zwykle spóźniona olała tarte i wolała przyjść od razu na browara. - ale jak to Tado, gdyby przyszła na czas to trze baby było jej pomniczek postawić i ogłosić święto narodowe.


Na początku jak to zwykle bywa, jesteśmy grzeczne, robimy poważne miny, mówimy poważnym tonem - generalnie stwarzamy pozory normalności. Jednak pierwsze łyki chmielowego płynu sprawiły, że zaczęłyśmy szydzić. Początkowo mi się oberwało, groźby po tytułem, więcej się z wami nie spotkam, nigdy więcej nie będę z wami piła. Skutkowały jednym, tekstem Furmano „pij nie pierdol” - zresztą można powiedzieć, że było to nasze hasło wieczoru - powtarzane przez wszystkie członkinie loży, jak tylko jedna zostawała w tyle z opróżnianiem nektaru Bogów. Najczęściej słyszała to Furmano z moich ust – bo ciągle trzeba było na nią czekać.

Nagle do naszego grona dołączyła zagubiona owieczka – w postaci rodzynka, który jak nas tylko zobaczył, stwierdził, że mus iść po piwo. Biedny wysłuchiwał naszych opowieści, naszego szydzenia ze wszystkiego. Jednak szok jakiego doświadczył i miny jakie strzelał, to wrażenie niezapomniane. Największy szok przeżył, a to dzięki, Marysi - która tego dnia była wyjątkowo grzeczna – nie poznawałyśmy koleżanki. Ale za to jak się rozkręciła, opowiadając o starych autkach z błyskiem w oku, to wiedziały
śmy, że wszystko z nią w porządku. Nie wiem jak do tego doszło, ale Maryś zaczęła opowieści o „bobrze” i jego hodowli, o tym jak trzeba go czesać, podcinać i, że go potraktowała srebrnym sprayem (zaczęłyśmy się obawiać, że po raz kolejny się nim pochwali). Mina Bolsa bezcenna.(ehhh dlaczego nie zrobiłyśmy mu foty)

Żeby tego było mało, to cały czas miałyśmy wrażenia, że koło nas się coś pali. Jednak do czasu aż nie pojawił się dym, nie byłyśmy wstanie zidentyfikować miejsca z którego dochodzi zapach spalenizny. I co się okazało... jak na członkinie loży przystało, trzeba było coś spsocić... tak więc nasza towarzyszka Ami, wrzuciła fajeczkę do śmietnika – choć jak twierdzi „Ona tam sama wleciała”. Ile dylematów się z tym wiązało... czy zalać je piwem, ale szkoda piwa, a może powiedzieć kelnerce o palącym się śmietniku, ale trochę głupio bo raczej z nieba ten pet tam nie wleciał... Nasz strażak w postaci Tado, poświęciła kilka krop
el swojego jakże dobrego nektaru i lekko zalała śmietnik licząc na to że dobrze trafiła.- uff zgasło..ale dopiero po jakiś 15 minutach wędzenia się loży.

Na szczęście dla Bolsa, w pewnym momencie do naszego grona dołączył drugi mężczyzna. Biedak nie mógł wypić więcej niż jedno piwo. Trochę mi go żal. Bo Bols by wytrzymywać z nami wypijał kolejne ilości chmielowego napoju. A Piotrek dzielnie znosił nasze towarzystwo – chyba nie chce wiedzieć, co sobie o nas pomyślał. Ale wiem jedno, jeśli ktoś kiedyś będzie chciał odstraszyć faceta to wystarczy zaprosić Ami. Dziewczyna mogłaby by pracować w policji, bo to jakie przesłuchanie zafundowała chłopakowi... brakowało jej jedynie lampki, którą świeciłaby mu prosto w oczy.


Szydziłyśmy ze wszystkiego, najczęściej jednak z siebie nawzajem – wspominałyśmy nalot na chatę na wojskowej- impreza bez tej opowieści nie jest już możliwa- podział między mną a ami, jasiem oraz zakład o niego, który zresztą wygrałam kilka lat temu, – śmiechy hihy takie, że odkrywałyśmy mięśnie brzucha – do teraz nie rozumiem wkręty Ami z siłownią, lepiej się spotkać z nami na browara, efekty podobne, jak nie lepsze :)


Dobra, końcówka była już w miarę spokojna (a w zasadzie to lepiej jej nie będę opisywać, bo jeszcze zjebkę dostanę od laseczek)... Nie napisze wam gdzie sikała Furmano, nie napisze również że Marysia śpiewała na ulicy Ave Maryja- a właściwie próbowała śpiewać – bo do śpiewania to jej dużo potrzeba, zwłaszcza głosu i słuchu :P, oraz nie napiszę wam, że zachwycała się boazerią w taksówce. Rzeczywiście była a Marysia ją wymacała, robiąc „woow, uuu, ahhh.


A chłopcy po wieczorze z nami o dziwo, cały czas się do nas odzywają – a myślałyśmy, że będą przerażeni i będziemy miały ich z głowy :P - chociaż za fajne jesteśmy by się tak szybko nas wyrzekli :)


A ja nigdy, prze nigdy nie urodzę siódemki dzieci, jeśli coś takiego kiedyś powiedziałam - a twierdze, że chcecie mi to wmówić –to po pierwsze byłam chora – na umyśle i ciele, po drugie pewno trzeźwa do końca też nie byłam.Tak więc, laski oświadczam Wam publicznie, nie ma mowy o takiej ilości, never ever.



p.s. Rossie ogarnij się kobitko i wróć na stronę zła :)

6 komentarzy:

ami pisze...

chciałam powiedzieć, że nastąpiły pewne przekłamania w tej relacji. mianowicie: Pio nie jest wcale taka grzeczna! to tylko pozory! i Piotrka nie chciałam spławiać ani odstraszyć i w ogle to jeśli dobrze pamiętam to powiedział, ze wbrew pozorom rozmowa była nawet całkiem miła (czy coś w ten deseń). choć nie ukrywam, że spławianie facetów mogę sobie wpisać do CV z dopiskiem dopracowane do perfekcji. aaaa i Pio moderuje komentarze (znaczy się nie pozwala nam pisać wszystkiego)

pio pisze...

no wiadomo odrobina cenzury nikomu nie zaszkodzi - poza tym jak ty coś będziesz opisywać to też siebie ocenzurujesz - patrz pominęłam to że następnego dnia wszystkich przepraszałaś :)

ami pisze...

ej a to ważny element wydarzenia. nie często przepraszam więc mogłabyś zrócić na to uwagę;p

pio pisze...

no to fakt, bałam się, ę będziesz chora i jeszcze morze być odwołała :)a tak jedziemy w górę mapy :)

Furmanka pisze...

Bardzo jestem ciekawa czy o każdym sikaniu w Waszym towarzystwie będę mogła przeczytać... :P gdybym wsiadła z pełnym pęcherzem i usłyszała tekst Marysi - posikałabym się na milion procent :P

Pio zapomniałaś o boazerii...

pio pisze...

no co ty przecież napisałam, że marysia macała boazerię, robiąc "wooow uhh ahh"