poniedziałek, 27 lutego 2012

Mini in da House :)



Nie będę się rozpisywać.... ale dziękuję dziewczynom za szaleństwa, tańce, prezenty.

W skrócie:

1. Myszki są warte milion dolarów.

2. Skakanie po stole nie jest takie trudne jak mogłoby się wydawać.

3. Tańczenie na ławce dostarcza radości widowni.

4. Jeśli wylejesz na kogoś alkohol wiedz, że czeka cię pranie.

5. Marius przychodzi spóźniony, ale wychodzi ostatni.

6. Uwaga na srajfony, bo mogą zostać wykorzystane do niecnych celów.

7. To co wydarzyło się na imprezie, zostaje na imprezie.

Wszystkim gościom dziękuje za to ze byli i za to, że są :))

poniedziałek, 6 lutego 2012

stolyca jaka jest każdy widzi

bezzdjęciowa warszawka. pełna wrażeń jednak. niedająca się spójnie opisać. pełna luźnych przemyśleń i tak też zostanie opisana.
- sztuką jest rozpoznanie kto w przedziale okaże się największym ziomkiem
- z pkp możesz zobaczyć pociąg od środka (serio!)
- pkp spóźnia się bardziej niż Mariusz (jeszcze wtedy Mariusz, ale o tym za chwilę)
- nocne umawianie się w Warszawie proste nie jest. ale jest możliwe. pytanie tylko w jakim stanie dociera się na miasto
- w tym wielkim mieście taksówkarze rozdają wlotki do klubów z panienkami (odpowiednio zmotywowani obiecują nawet tam podwieźć)
- nie należy wierzyć w to, że o 3 przyjdzie Hyra
- ani w to, ze jak ktoś zasypia w knajpie to pójdzie spać w domu
- ani w to, że poranne powroty przyjmowane są z entuzjazmem
- należy uwierzyć że Mariusz stał się Mariusem i robi najlepsze śniadania na świecie
- stracone pidżamogodziny trzeba odrobić
- nadrabiając pidżamogodziny można przez przypadek wpaść na pomysł na tatuaż (można go też zrealizować ale to już zupełnie inna historyjka)
- złotą warszawską radą jest to, żeby nie pozwalać Operatorom na wybór filmów zwłaszcza jeśli proponują kino tajskie a po filmie nie chcą zostać na spotkaniu z reżyserem, scenarzystą i odtwórcą głównej roli (w jednej osobie najpewniej)
- potrafią za to wybierać knajpy z pizzą
- i wybiegając z łazienki informują, że on jest taaaaaki duży
- w stolycy zasada jest prosta: nie jesteś pracownikiem telewizji niepublicznej nie jesteś w temacie
- za to Muzeum Powstania Warszawskiego zachwyca wszystkich (na szczęście nie trzeba być pracownikiem telewizji niepublicznej. uffff)
- i najważniejsze na sam koniec. nigdy ale to przenigdy nie zapomnijcie pomachać pio białą chusteczką. i zawsze ale to zawsze odbierajcie od niej telefon. jeśli postąpicie inaczej najprawdopodobniej będziecie mieć wyrzuty sumienia do końca życia.

Rudawy...


Decyzja podjęta w czwartek ok godziny 15.30.

Godzina 18.00 wybrana miejscowość, nocleg i dojazd.

Piątek.. załatwienie papierka do głosowania-w końcu nie mogły nas ominąć wybory… potem praca.

Sobota rano… wsiadamy do pociągu w poszukiwaniu przygód w Karkonoszach….Po przejechaniu 10 km czas by wyciągnąć towarzyszów podróży… I tak jazda upłynęła nam szybko, bez kłopotów… z konduktorem, który chyba nam zazdrościł i Panią w palarni, która podzielała naszą filozofię na weekend… A HOJ PRZYGODO…

I tak Ami wysiadając wysiadła ze złej strony… dobrze, że są takie miejscowości w których pociąg to rzadkość a spotkanie żywego człowieka graniczy z cudem…

Pogoda: albo słońce albo deszcz… raczej deszcz, ulewa, deszcz, słońce… hip hip hurra – schniemy…

Podróż do schroniska: żółte czy zielone… żółte , albo nie, zielone… a nie jednak żółte… upsss zbłądziłyśmy ze szlaku… no cóż droga nas w końcu gdzieś doprowadzi … i doprowadziła… do OAZY

Sklep … nadszedł czas by się zaopatrzyć w coś do picia, jedzenia… bo do noclegu mamy dalej niż bliżej… ale co tam wakaje, mamy czas…

Jest i on… nasz szlak, tym razem niebieski… (Nie chcecie wiedzieć skąd się wziął i ile kilometrów więcej musiałyśmy przejść, ważne że prowadził do celu).Można przyjąć, że celowo zbłądziłyśmy ze szlaku bo zależało nam na tym by więcej pochodzić po górach… …zwiedziłyśmy kilka atrakcji w parku krajobrazowym np. skałki, i wreszcie dotarłyśmy do pierwszego celu naszej podróży, Schroniska …

Co się okazało… nie mają grzanego piwa… Ja się pytam jak przemoknięty człowiek ma się ogrzać…???? Nie to nie, ruszyłyśmy dalej…. Raz, dwa… lewa, prawa… i … jest i ona nasza miejscowość… tylko hmmm

- jak się nazywał nasz nocleg… ??
- nie wiem jakoś…
- pamiętam, że miał szyld z alkoholem…
- myślisz, że to ten budynek przed którym stoimy… ??
- może być… sprawdźmy.

To był on, nasz nocleg. A tam wszystko kiczowate co mogło się znaleźć w jednym pokoju… satynowa pościel, sztuczny kwiat i kobieta wychodząca z obrazu…. Gorzej niż dziewczynka z the RING..

Zrobiłyśmy kolację, grzane wino się grzało… ale w takim tempie, że trzeba było zejść do baru na piwko, potem winko ploteczki, śmiechy i w końcu padłyśmy…

Rano misja Wybory… i tak wszyscy nas oszukiwali ze szkołą w której się głosowało… zmieniając jej lokalizację…pewno nie chcieli naszych głosów… przy okazji znalazłyśmy mroczne miejsce z ruinami jakiegoś budynku z rozsypanymi rzeczami dzieci… było mroczno… a nie zapominajmy, że spędziłyśmy noc z Panią wychodzącą z obrazu…

No i czas na wyprawę w góry i kierunek pociąg…

Chodziłyśmy, zwiedzałyśmy i poznawałyśmy ludzi… dotarłyśmy nawet na Kasprowy (tylko wtajemniczeni wiedzą o co chodzi)…

No i powrót : pociąg… nie ten tor… biegiem… ufff zdążyłyśmy ... potem kolejny bieg ami we Wrocławiu po amciu :)

Nowe Hasło reklamowe PKP: Dziewczyny a znacie Rycha Peję… ?

Boooże zapomniała bym wymienić zwierzaki jakie widziałam… a był to koń Eustachy, który mówił nam jak mamy iść do Oazy, psy kotki, owieczki kurczaki… hmm chyba tyle

krótka historia o wyprawie na księżyc


dawno to było oj dawno.
nie od dziś wiadomo jednak, ze co się odwlecze to nie uciecze, oliwa sprawiedliwa a loża szyderców. relacja z wyprawy w górę mapy musi być. musi być ona również niepełna bo są sprawy które komentarza nie wymagają:
1. budzenie Pio
2. podróże słonia
3. postawa osób które nie dość, że nie chciały nam towarzyszyć to jeszcze nie chciały nam uratować życia (czytaj przywieźć wina)
ale od początku.
podróż do celu upłynęła wyjątkowo spokojnie. sponsorowana była przez brata pio, kanapki mamy pio, zabawnego kolesia z pksu i kilka browarów. bro zdecydowanie wygrywają w konkursie na najlepszych towarzyszy podróży. Grzybowo City okazało się uroczą mieścinką (żeby nie powiedzieć wioską) z przeuroczym noclegiem (zapomniałam dopisać do listy bez komentarza to, że kobieta chciała nam zaprosić chłopaków na wieczór). gdyby nie luxtorpeda i ich "jedziemy w górę mapy, morze jest na północy" najpewniej długo szukałybyśmy plaży. ale była i ona. i mój bohater. Pio zwycięzca - zdobyła dla nas napój bogów:D ustaliłyśmy również jaki jest nasz grzybowski target (Pio bierze emerytów ja gimnazjalistów).
Pogoda jak to we wrześniu, czasem słońce czasem deszcz. czasem piwo czasem wino. czasem plaża czasem plac zabaw.
były też obowiązkowe punkty każdej wyprawy nad morze. Rybki, gofry i kąpiel. o ile rybki i gofry nie budziły zdziwienia to kąpielą wywołałyśmy furorę wśród wszystkich "plażowiczów" (czy wspominałam już że gimnazjaliści wrócili do książek więc średnia wieku była jakieś 60+?)

zupełnie niespodziewanie zrobił się wieczór a może i noc? nie zapominajmy, że był to romantyczny wyjazd. Pio obiecała (i obietnicy dotrzymała) romantyczną kolację przy świecach. była i ona. jedynym problemem była mała ilość wina i brak otwartego sklepu. za to była wyprawa na księżyc i staczanie się z księżyca (to można przeżyć tylko z nami i trzeba tam być żeby zrozumieć)
następnego dnia wiało już widmem powrotu, jeszcze tylko spacer po plaży, pamiątkowe butelki i koniec słodkiego odpoczynku. powrót z pkp i sexzwierzeniami (ale o tym ciii)
podsumowując: jesteśmy cudowne:)