środa, 2 stycznia 2008

bo ja kocham Kraków

będzie w krótkich punktach bo:
po pierwsze (primo!) na wyjazd zawitała tylko część reniferów z Loży (2/3)
po drugie nie będę się tu uzewnętrzniać
a po trzecie wena, energia, siła i te inne takie zostały w Krakowie

początek wyjazdu odbył się pod hasłem: nienawidzę PKP
nienawidzę nieogrzewanych przedziałów, nienawidzę wrednych konduktorów i spóźniających się pociągów
druga (cieplejsza) część podróży upłynęła pod znakiem wino z Lidla (wielkie dzieki dla sklepów Lidl. dzięki nim odbyło się wiele imprez a i kolejne się szykują)
szczęśliwe dotarłyśmy na miejsce i tu wielkie podziękowania i buziaki bo kochamy Renatę
zaopiekowała się nami, wykarmiła, położyła spać ale to nie wszystko! Jest wspaniałą, na maxa zwariowaną osobą. wszystkim Wam życzę spotykać same takie osoby na swojej życiowej drodze!
kolejne dni upływały mniej lub bardziej leniwie. Każdemu towarzyszyło jakies hasło.
tak więc mamy noc Carpe Diem zwaną również nocą wielokulturową. Swoją drogą bardzo fajna knajpa a odśpiewanie (i odtańczenie) "Ezoterycznego Poznania" w samym cantrum Krakowa należy do tych przeżyć, które się na zawsze zapamięta:)
mamy również wieczór lenistwa (żeby tylko wieczór) na pięknym lecz chłodnym Krakowskim Kazimierzu.
i oczywiscie noc sylwestrowa spędzona na rynku pod znakiem rogów i piosenek z przesłaniem a wcześniej wina i imprezy przebieranej Renaty & reszty mieszkańców
i niestety powrót i nasze chcemy wracać. Łzy, oscypki i śmierdzący Poznań.

i to by było na tyle
kilka zdjęć niebawem:)

celem podsumowania: było super i dwa renifery wybierają się tam znów jak tylko będzie ciepło!

piątek, 28 grudnia 2007

Renifery ruszają w świat

Nowy rok się zbliża, to tez trzeba go jako fajnie spędzić,
dlatego tym razem jako renifery postanowiłyśmy zawitać do
Krakowa :
)

niedziela, 23 grudnia 2007

Wesołych Świąt!

w imieniu całej Loży Szyderców chciałabym Wam życzyć wszystkiego złego ^^
żebyście nie popadali w świąteczny szał, potrafili zachowac indywidualizm wśród tych wszystkich gwiazdorków i choinek, żebyście nie mieli wyrzutów sumienia po kolejnym objadaniu, żebyście dotoczyli się jakoś do sylwestra i żebyście mieli odwagę chodzić w rogach renifera przez całe miasto:) i czego sobie tam jeszcze wymarzycie - byle nie było zbyt słodkie, zbyt dobre ani zbyt banalne:)

motto dnia:
"chyba jestem najebany bo widzę renifery"

wtorek, 18 grudnia 2007

Rudolph the Red-nosed Reindeer



Każdemu czasem wyrastają rogi... dlatego Loża Szyderców postanowiła pokazać swoje. W tym celu udałyśmy się na Świąteczną Bimbe. Jest to kolejny pomysł, który można uznać za genialny, aczkolwiek to chyba nikogo nie dziwi, ponieważ wszystko co robimy jest świetne, a do tego efektowne













Z tej okazji postanowiłyśmy pokazać jaki mamy talent artystyczny i stworzyłyśmy własne świąteczne tramwaje (gdyby w dzieciństwie dawali mi prezenty za rysunki, to może nauczyłabym się rysować i nawet znalazłabym się na asp) :p










Mało kto zna imiona prawdziwych reniferów Mikołaja, towarzyszących mu w jego ciężkiej podróży...;)









Trzeba się jednak przyznać : 2/3 loży miało ciężką noc ;) ale mimo wszystko dobrze się trzymałyśmy i byłyśmy dzielne, wszystko to dla dobra sprawy :)

Oczywiście podziękowania nalezą się Alex za to że zechciała nam towarzyszyć i robić zdjęcia

wtorek, 11 grudnia 2007

idą święta...

"cieszmy się, są święta i PREZENTY"

powstała nowa misja Loży Szyderców- prezenty gwiazdkowe

bać się!
wręczamy rózgi!

sobota, 8 grudnia 2007

Andrzejki party - tytuł baj Woźna

Jak każdy nasz pomysł, ten na Andrzejki również okazał się genialny. A jak widać na powyższym zdjęciu imidż wiedźm bardzo nam pasuje. Szczerze mówiąc odważyłabym się powiedzieć, iż wydobywa z nas naszą prawdziwą naturę. (Za tło dziękujemy łóżku Alex, które szczęśliwie nie rozpadło się w czasie imprezy.) Tak oto rozpoczęła się impreza andrzejkowa Anno Domini 2007.


Jak wiele imprez toczyła się na początku w dużej części w kuchni, gdzie przecież tyle się dzieje, bigos kusząco pachnie, piwo chłodzi się w szafce, bo w lodówce nie ma miejsca a wino jest fachowo otwierane przez Jasia Gosiewskiego, który naszym przyjacielem jest.



Wtedy to powstała wieczysta pamiątka po Loży, która zawsze zdobić będzie ścianę kuchni. Pomysł Ami, dość spontaniczny i przyjęty z pewnym zdziwieniem, aczkolwiek potem zdziwienie zamieniło się w entuzjazm, a reszta Loży dołączyła swe 'podpisy' do arcydzieła które powstało.





Impreza wróciła do pokoju, gdzie dokonały się bardzo ważne sprawy a mianowicie rozdzielanie Jasia lub jego czasu między dwie członkinie Loży. Wszystko przebiegło w jak najlepszym porządku, bez protestów i obiekcji. Jasiu wydawał się nawet zadowolony, co wnieść można z jego 'I love you' zaśpiewanego jakże pięknie, tylko do której? Ta sprawa niech lepiej pozostanie nierozstrzygnięta, nie chcemy waśni ;)


Które niestety, jak można wnieść ze zdjęcia, jednak wystąpiły. Cóż, małżeńskie kłótnie to norma, może zostawmy im to do wyjaśnienia między sobą ;]







Impreza znów przenosi sie do kuchni, tym razem z konkretnego powodu - BIGOS :D Jak wiadomo wszystkim niesamowicie smakowało, no bo jakże by inaczej a przy okazji prowadzono ciekawe konwersacje z gatunku tych, które tylko w kuchni zawiązują się. Kolejna dolewka wina, i...

Wszyscy wracają do pokoju, ponieważ shisha już się pali. A któż mógłby przegapić shishę.





Impreza się kręci, Jasiu nie śpi...

Maciej też nie!
co jest niewątpliwym znakiem, że jest dobrze.



Ami rządzi muzyką, na liście same hity, więc problemu nie ma. Jednak to jej niezawodne wyczucie sprawiło, iż następna piosenka poderwała towarzystwo do tańca. Cóż... część towarzystwa.





Jako bonus mamy machającą Aleksandrę, dzięki której niesamowitej gościnności mieliśmy miejsce na... na wszystko w sumie. I nawet nie wysypaliśmy węgielków na jej podłogę ;> Impreza przeniosła się na wyższe części świadomości, rozpoczęły się rozmowy, światło zgasło a shisha zapłonęła po raz drugi. Niektórzy, znużeni, udali się na spoczynek, inni zaś w oparach jabłkowego dymu nareszcie przypomnieli sobie z jakiej okazji ta impreza i poszli topić wosk. Wywróżyły się głównie różnego rodzaju martwe zwierzęta, co było chyba znakiem do zakończenia imprezy. Tak więc oto zakończyły się Andrzejki zorganizowane przez jedyną/najwspanialszą/najcudowniejszą/niepowtarzalną Lożę Szyderców. Kto nie był niech żałuje!


Autorką wszystkich zdjęć i filmików jest Miqua

PS. Jeśli coś pomyliłam, pokręciłam, o czymś zapomniałam to upraszam pozostałe członkinie o poprawienie mnie/dodanie czego trzeba. Zdjęcia do ostatniej części tekstu będą, ale od Alex, a jej teraz nie ma.

niedziela, 2 grudnia 2007

andrzejkowe party

Po raz kolejny udowodniłyśmy jakie jesteśmy FAJNE (ale to i tak wiecie) i ze warto znać loże szyderców, bo nikt nie potrafi stworzyć takiego klimatu jak trzy wiedzmy :P a to wszystko przez to ze kreatywne z nas istotki :)