piątek, 16 września 2011

oj oj będzię się działo

Dzisiaj odbędzie się oficjalne spotkanie wszystkich członkiń Loży Szyderców – w końcu Furmano musi poznać Rossie– obawiamy się, że może się sporo dziać. Z pewnością nie zabraknie złośliwości, hałasu w knajpie – śmiechów oraz przygód.


Oglądajcie jutro wiadomości bo może być o nas głośno:)


p.s. jeśli ktoś zechce obudzić mnie lub Ami o 4.00 rano to będzie nam bardzo miło, bo są szanse, że nie spóźnimy się wówczas na pociąg i będziemy miały szanse na psocenie nad morzem.



A tu specjalnie dla was - kawałek, który ostatnio torturuje Ami i mnie - ale w końcu jedziemy w górę mapy

czwartek, 15 września 2011

Tarta

Miało być babsko, sielsko i anielsko.....a skończyło się jak zawsze..

Założenie było proste, idziemy na kulturalny wieczór z tartą, która chodziła za nami już od bardzo dawna. Z dnia na dzień coraz więcej osób się mobilizowało do tego by wypróbować nowo otwartą kuchnie. I tak loża wyruszyła na tarte z ziomkami. Przekonałyśmy się, że niektórym osobom bardziej niż na tarcie zależało na spotkaniu z lożą (w sumie to im się nie dziwimy, bo jak wiadomo jesteśmy zajebiste).


Godzina 19.00 laski wchodzą do dragona.... Tado jak zwykle spóźniona olała tarte i wolała przyjść od razu na browara. - ale jak to Tado, gdyby przyszła na czas to trze baby było jej pomniczek postawić i ogłosić święto narodowe.


Na początku jak to zwykle bywa, jesteśmy grzeczne, robimy poważne miny, mówimy poważnym tonem - generalnie stwarzamy pozory normalności. Jednak pierwsze łyki chmielowego płynu sprawiły, że zaczęłyśmy szydzić. Początkowo mi się oberwało, groźby po tytułem, więcej się z wami nie spotkam, nigdy więcej nie będę z wami piła. Skutkowały jednym, tekstem Furmano „pij nie pierdol” - zresztą można powiedzieć, że było to nasze hasło wieczoru - powtarzane przez wszystkie członkinie loży, jak tylko jedna zostawała w tyle z opróżnianiem nektaru Bogów. Najczęściej słyszała to Furmano z moich ust – bo ciągle trzeba było na nią czekać.

Nagle do naszego grona dołączyła zagubiona owieczka – w postaci rodzynka, który jak nas tylko zobaczył, stwierdził, że mus iść po piwo. Biedny wysłuchiwał naszych opowieści, naszego szydzenia ze wszystkiego. Jednak szok jakiego doświadczył i miny jakie strzelał, to wrażenie niezapomniane. Największy szok przeżył, a to dzięki, Marysi - która tego dnia była wyjątkowo grzeczna – nie poznawałyśmy koleżanki. Ale za to jak się rozkręciła, opowiadając o starych autkach z błyskiem w oku, to wiedziały
śmy, że wszystko z nią w porządku. Nie wiem jak do tego doszło, ale Maryś zaczęła opowieści o „bobrze” i jego hodowli, o tym jak trzeba go czesać, podcinać i, że go potraktowała srebrnym sprayem (zaczęłyśmy się obawiać, że po raz kolejny się nim pochwali). Mina Bolsa bezcenna.(ehhh dlaczego nie zrobiłyśmy mu foty)

Żeby tego było mało, to cały czas miałyśmy wrażenia, że koło nas się coś pali. Jednak do czasu aż nie pojawił się dym, nie byłyśmy wstanie zidentyfikować miejsca z którego dochodzi zapach spalenizny. I co się okazało... jak na członkinie loży przystało, trzeba było coś spsocić... tak więc nasza towarzyszka Ami, wrzuciła fajeczkę do śmietnika – choć jak twierdzi „Ona tam sama wleciała”. Ile dylematów się z tym wiązało... czy zalać je piwem, ale szkoda piwa, a może powiedzieć kelnerce o palącym się śmietniku, ale trochę głupio bo raczej z nieba ten pet tam nie wleciał... Nasz strażak w postaci Tado, poświęciła kilka krop
el swojego jakże dobrego nektaru i lekko zalała śmietnik licząc na to że dobrze trafiła.- uff zgasło..ale dopiero po jakiś 15 minutach wędzenia się loży.

Na szczęście dla Bolsa, w pewnym momencie do naszego grona dołączył drugi mężczyzna. Biedak nie mógł wypić więcej niż jedno piwo. Trochę mi go żal. Bo Bols by wytrzymywać z nami wypijał kolejne ilości chmielowego napoju. A Piotrek dzielnie znosił nasze towarzystwo – chyba nie chce wiedzieć, co sobie o nas pomyślał. Ale wiem jedno, jeśli ktoś kiedyś będzie chciał odstraszyć faceta to wystarczy zaprosić Ami. Dziewczyna mogłaby by pracować w policji, bo to jakie przesłuchanie zafundowała chłopakowi... brakowało jej jedynie lampki, którą świeciłaby mu prosto w oczy.


Szydziłyśmy ze wszystkiego, najczęściej jednak z siebie nawzajem – wspominałyśmy nalot na chatę na wojskowej- impreza bez tej opowieści nie jest już możliwa- podział między mną a ami, jasiem oraz zakład o niego, który zresztą wygrałam kilka lat temu, – śmiechy hihy takie, że odkrywałyśmy mięśnie brzucha – do teraz nie rozumiem wkręty Ami z siłownią, lepiej się spotkać z nami na browara, efekty podobne, jak nie lepsze :)


Dobra, końcówka była już w miarę spokojna (a w zasadzie to lepiej jej nie będę opisywać, bo jeszcze zjebkę dostanę od laseczek)... Nie napisze wam gdzie sikała Furmano, nie napisze również że Marysia śpiewała na ulicy Ave Maryja- a właściwie próbowała śpiewać – bo do śpiewania to jej dużo potrzeba, zwłaszcza głosu i słuchu :P, oraz nie napiszę wam, że zachwycała się boazerią w taksówce. Rzeczywiście była a Marysia ją wymacała, robiąc „woow, uuu, ahhh.


A chłopcy po wieczorze z nami o dziwo, cały czas się do nas odzywają – a myślałyśmy, że będą przerażeni i będziemy miały ich z głowy :P - chociaż za fajne jesteśmy by się tak szybko nas wyrzekli :)


A ja nigdy, prze nigdy nie urodzę siódemki dzieci, jeśli coś takiego kiedyś powiedziałam - a twierdze, że chcecie mi to wmówić –to po pierwsze byłam chora – na umyśle i ciele, po drugie pewno trzeźwa do końca też nie byłam.Tak więc, laski oświadczam Wam publicznie, nie ma mowy o takiej ilości, never ever.



p.s. Rossie ogarnij się kobitko i wróć na stronę zła :)

środa, 14 września 2011

widzicie to?



ten szydzący wzrok?

uśmiech zdradzający nadchodzące psocenie?

oto właśnie Furmano we własnej osobie! a czym sobie zasłużyła na publikację? otóż mamy nadzieję że dołączając do grona loży szyderców będzie jeszcze więcej zła na świecie i więcej postów na blogu!


Furmano nie da się opisać w kilku słowach ale powiem Wam w tajemnicy, że jej hasło (z koncertu Brodki) "pij nie pierdol" oddaje grozę sytuacji a jak jeszcze powiem, że chodzą plotki, że potrafi się komuś wbić na chatę w celu wpierdolu to będziecie sobie w stanie wyobrazić z kim macie do czynienia!


Witamy!

poniedziałek, 25 sierpnia 2008

ostatnia sobota

została spędzona na znanej nam już wsi...
było sielsko i anielsko:)


moczyłyśmy nogi w jeziorku a piotrowska opowiedziała mi takie coś:
A oto najkrotsza i najpiekniejsza bajka jaka kiedykolwiek slyszalam :
Byla sobie raz mloda dziewczyna, ktora zapytala pewnego chlopca, czy
chcialby ja poslubic.
Chlopiec odpowiedzial: " Nie" !!
I dziewczyna zyla szczesliwie, bez prania, gotowania, prasowania...
Czesto spotykala sie z przyjaciolmi, spala z kim chciala, zarabiala
na siebie i wydawala pieniadze na co chciala....
*KONIEC*
Problem jest w tym, ze nikt nigdy w dziecinstwie nam nie opowiadal
takich bajek. Za to wsadzili nas w gówno po uszy z tym cholernym
ksieciem z bajki!!!

czwartek, 21 sierpnia 2008

Księżniczki w ZOO


        
                 Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, leżało piękne miasteczko, w którym mieszkały księżniczki. Nie były one do końca normalne, ale mimo to ludzie składali im hołd.
                 Pewnego słonecznego dnia księżniczki postanowiły udać się na wycieczkę do ZOO. Chciały by ta wyprawa była inna niż wszystkie, dlatego dały szoferowi wolne i wybrały miejskie przedsiębiorstwo komunikacyjne. Gdy już dotarły na miejsce, zauważyli je pracownicy ZOO, którzy postanowili oddać im wyrazy szacunku.
                 Zwiedzanie ZOO okazało się wielką frajdą i przygodą. Księżniczki spotkały uroczą foczkę (niestety nie chciała pozować do zdjęcia, ale na jej miejscu pewnie też mielibyście dosyć), później były żyrafy, tygrys syberyjski, dziwny ptak, który nie mógł zrozumieć, że księżniczki nie chcą się z nim zaprzyjaźnić. Wreszcie coś niesamowitego: pantera śnieżna (Księżniczka PIO dostanie taką od ziomka, ma to gdzieś na piśmie, tylko nie wie gdzie). Była też coco- przynajmniej strasznie podobny stwór do psa Księżniczki AMI i nosorożec, który nie lubił dzieci-ich wrzasków, pisków i postanowił je odstraszyć(nie powiem jak bo się wstydzę, a poza tym nosorożec mógłby się obrazić). Ale nie wszystko było pięknie, ponieważ po wielogodzinnej przechadzce po zoo, księżniczki chciały kupić sobie coś do picia i okazało się, że ich ulubionego płynu nie było. Obie były bardzo rozczarowane, ale nie poddały się. Postanowiły wrócić do miasta ciuchcią i udać się do centrum, do ich ulubionego lokalu.
                  Gdy po całym dniu wróciły do swych pałacyków, były bardzo podekscytowane i zmęczone. Obie bardzo szybko zasnęły i znowu przeniosły się w magiczny świat. KONIEC


piątek, 6 czerwca 2008

halo ziemia, halo ziemia...

dawno mnie tu nie było...
muszę się wyżalić
właśnie zbieram energię niezbędną do wykonania prezentów na wymianę Loży...
nie znalazłam jej ani w bitej śmietanie ani w ogórkach kiszono-małosolnych:(
no ale muszę w końcu ruszyć zadek...

a jeszcze muszę Wam opowiedzieć, że tajny agent o inicjałach K.P (kompania piwowarska?)
właśnie zaciąga jakiegoś boya w krzaki ;p

środa, 14 maja 2008

Ami jest zła!!!!!!!!

Ami jest zła i to bardzo!!!
1) Nigdy nie odbiera telefonu
2) nie słucha co się do niej mówi
3) wróży z kart i robi złe laleczki :)

p.s. a ja się spoźnie na spotkanie z nia i dosięgnie mnie zło :)
a tak poza tym to lubie złoo